Wiersze Moje - BK

Sławkowski szczyt

Przez dolin Słowacji zielone ramiona,
Gdzie wiatr się przechadza wśród świerków i zbóż,
Wiodła mnie droga, jak wieczna ikona,
Do miejsca, gdzie witał mnie Stary Smokowiec – klucz.

Asfalt jak wstęga wśród gór rozciągnięta,
Szepcze: „Pójdź śmiało, boś przecież już śnił…”,
Lecz serce drży cicho — bo wysokość przeklęta,
Dwa tysiące czterysta pięćdziesiąt dwa metry sił.

Tam w górze – on – Sławkowski szczyt – potężny,
W słońcu się złoci jak zbroja giganta,
Lecz w cieniu tej góry i strach był potężny –
W duszy mej lęk jak lodowa manta.

Lecz w Hrebienoku, przy górskiej świątyni,
Gdzie ślady zostawiały tysiące stóp,
Powiedziałem sobie: „Niech się ziemia przewinie,
Ja nie zawrócę – choćbyś kazał mi, lęku, znów!”

Maxymilianka wita jak stara przyjaciółka,
Kamienna ścieżka jak opowieść drży,
Każdy krok to wersem do wiersza bez piórka,
Każdy oddech to ogień, co spala mi sny.

Nim dotarłem do niebios, nim stanąłem dumny,
Zwątpienie mnie chwyciło, że nie podołam już…
Wyszeptałem wtedy: „Panie, daj mi struny,
Na których zagram pieśń – niech się poniesie wśród wzgórz…”

I przyszła – nie siła, lecz pokój – jak brat,
Co poda dłoń, gdy wojna trwa wewnątrz ciała,
Więc szedłem dalej, nie sam już przez świat,
W którym każda chmura na plecach mnie niosła cała.

Na szczycie stanąłem, jak wojownik w obronie,
Z sercem, co bije – nie z pychy, lecz z wiary,
A w oddali – on… Gerlach – Król w swej koronie,
Co patrzył na mnie, jak na jednego z pary.

Nie mówił nic – nie musiał – tylko skinął głową,
Jak wódz do wodza, gdy kończy się dzień,
I wiedziałem: wrócę – nie dla sławy, nie dla mowy,
Lecz by stanąć z nim twarzą w twarz, kiedy minie cień.

A dziś wracam… plecy w bólu, łydki jak z ołowiu,
Skóra spalona przez słońca miecz,
Lecz na barkach tarcza, nie krzyż ni lament wdowiu –
Bo z bitwy wraca zwycięzca, nie cień.





POWRÓT