Wiersze Moje - BK

Proboszczem a prawdą

Na wzgórzu stoi mąż w szacie czarnej i dumnej,
usta ma pełne grozy, a serce — zatrute;
z ambony sypie iskry kłamstwa rozżarzone,
jakby chciał niebo w piekło przemienić w minutę.

A lud, co wokół zbity, wpatrzony bez woli,
pije te słowa gorzkie jak miód zatracenia,
i dusze ich, dotknięte plugawym dotykiem,
ciemnością się karmią, jak płomień bez tlenu.

Lecz są i tacy, których oczy nie ślepią,
oni widzą — i wiedzą, że Chrystus jest Prawdą.
Z sercem jak stal płonącym w rękach Bożej chwały,
idą jak żołnierze — bez lęku, bez zdrady.

Już ziemia drży pod stopą, już słychać grzmot bitwy,
jak lont tlący się cicho przy bombie pod murem —
nadejdzie chwila wielka, gdy brat stanie przeciw,
i rozedrze się cisza hukiem ostrych piór mieczy.

Bo to nie tylko walka o słowa i czyny —
to bój o dusze ludzkie, o serca i wiarę.
Kłamstwo zwycięży bitwy — lecz tylko pozornie,
bo prawda zmartwychwstanie i roztrzaska marę.

I gdy się kurz uniesie nad pobojowiskiem,
a ślepi będą krzyczeć, że chwała ich tronu,
wtedy Chrystus jak słońce rozedrze ciemności,
a fałsz runie na wieki — w popiół i w nicość.





POWRÓT