Wiersze Moje - BK

Pieśń spod Żarnówki

Gdy świt mglisty wstaje znad Beskidu czoła,
I słońce palcami dotyka pagórków –
Tam leży Łąkta – jak dziewczyna zioła
Ścieląca warkocz na łące bez murków.

Sanecki potok szemrze po kamieniach,
Nie śpieszy się nigdzie, zna smak pokory –
Zakręca łagodnie wśród chłopskich marzeniach,
Jak babcine bajki – proste, niektóre z humorem.

Żarnówka patrzy z góry — jak dziad na rodzinę,
Pamięta każdego, kto szedł tu przez życie.
Choć łąka zakwita i wiatr z nią popłynie,
Tu ziemia pamięta: wszystko czym słynie.

W dolinie – jak serce, bije Kościół Matki,
Nie stoi na wzgórzu – lecz w duszy i w cieniach.
Tu lud się zjednoczył – mimo władz i gadki,
By dom dla modlitwy wznieść ze swego pragnienia.

Pod starym proboszczem – jak jeden, jak siła,
Lud prosty, lecz twardy jak skała przy progu,
Kościół wznieśli ręką, duszą i w mocy –
Nie z lęku przed światem... Z miłości ku Bogu.

Lecz dziś… owca czarna na ambonie stoi,
Co więcej wyklucza, niźli błogosławi.
Nie zsyła pokoju, ni spojrzeniem koi
Zamętem i pychą miłość osłabi.

Lecz Łąkta to więcej niż ksiądz czy tablice,
To dzieci na rowerach, trawy w tańczeniu,
To wypieki, co parują w wiejskiej kuchnicy,
I westchnienie babci w modlitwy skupieniu.

To ludzie, co znają się wszyscy po imieniu,
Co w biedzie przyjdą – jak dawniej w potrzebie.
To dom, gdzie wciąż wracasz choć w nowym odzieniu,
Bo czujesz, że jesteś – i miejsce masz w niebie.

O Łąkto Górna – wiosko malowana,
Wspomnieniem i sercem na dłoni noszona –
Choć czasem mnie rani cisza nieproszona,
Ja jestem Twym dzieckiem – Tyś moja Korona.





POWRÓT