Wiersze Moje - BK

Kobieta o czystym pięknie

W pociągu — gdzie gwar ludzki szumi jak potok wiosenny,
Zjawiła się — jakby z nieba, cicha, jasna, bezcenna.
Nie niosła woalu próżności, ni zapachu pokus,
Lecz świeżość poranka — jak w Tatrach świt wśród buków.

Bez makijażu — a piękniejsza niż sny malowane,
Jakby Bóg sam, z czułością, stworzył ją nad ranem.
Twarz jej — spokojna, jak tafla Morskiego Oka,
W spojrzeniu — czystość, co w sercu budzi otchłoka.

Nie była jak ogień, co pożądaniem płonie —
Lecz jak śnieg nietknięty na tatrzańskim stoku w dłonie.
Nie szeptała zmysłami, lecz wznosiła duszę,
Jak anioł, co milcząc, serce człeka poruszy.

Jej obecność — jak echo w dolinach głębokich,
Jak modlitwa wędrowca w świątyni obłoków.
I rzekłem w sercu: O Panie, coś niebo zbudował,
Czemuś na ziemię anioła zesłał, by człowiek go chował?

Nie znałem jej imienia — ni skąd przyszła, ni gdzie szła,
Lecz gdy spojrzałem, dusza… bez słów aż zadrżała.
Jakbym nad Czerwonymi Wierchami stanął w zachwycie —
I zobaczył piękno, co nadaje sens życiu.

Nie wzbudzała pragnienia, lecz łzy — rozczulenia,
Nie była kobietą — lecz westchnieniem stworzenia.
Tak niewinna… jak świtu cień na tatrzańskim śniegu,
Jak modlitwa, co cicho płynie ku Bogu w biegu.





POWRÓT