Góry niezdobyte
Jam w dolin cieniach cicho siedział,
Gardząc szczytami, co w obłoki się wznoszą;
„Po cóż się trudzić?” – szyderczo wyzywał,
„Niech frajerowie na głazach się panoszą”.
Lecz gdy noc w serce doliny mej spływa
I mgła jak zasłona zakrywa me oczy,
Jam sam, w ukryciu, ku szczytom spoziera,
Gdzie marzeń płomień wciąż cicho się toczy.
O góry piękne, wyście snem mej tęsknoty,
Choć drwię i milczę wśród ludzkiego zgiełku,
Wyście w mym sercu jak dzwon wieczorowy,
Co bije skrycie – a boli w rozdzielku.
Nie góry jednak myśl moją zajmują,
Lecz serca pragnień dalekie kobiety;
One to w marzeń obłokach królują,
Nieosiągnione, jak szczyty… niestety.
POWRÓT